XVII edycja Pyrkonu, która odbyła się w 2017 roku była moją pierwszą. Wcześniej widziałam tylko zdjęcia moich znajomych i zazdrościłam im tego, że mogą tam być, a ja nie. Idąc więc na konwent nie byłam za bardzo świadoma z czym to się tak naprawdę je. Wiedziałam tylko tyle ile było na zdjęciach i ile przeczytałam w programie. Miałam jakieś wyobrażenia, ale… okazało się, że one za bardzo rozminęły się z rzeczywistością.
Jadąc na studia do Poznania wiedziałam jedno – że muszę skorzystać z okazji bycia na miejscu i zacząć się pojawiać na różnych wydarzeniach, na które było mi kiedyś za daleko i za drogo. Tak więc mieszkając tam przez zaledwie dziewięć miesięcy, na tyle ile mogłam i na ile tylko mi siły życiowe (a tych niestety w tamtym okresie za dużo nie miałam) pozwalały, korzystałam z uroków Poznania, na uciechy, na które tylko moja dusza zapragnęła i na co portfel wydał pozwolenie (a ten za łaskawy nie jest do tej pory). Na szczęście na Pyrkon środki się jakieś znalazły, dlatego też teraz mogę co nieco o tym zlocie napisać.
Po lewej Pani Kultura po podpisaniu książki przez Katarzyną Bereniką Miszczuk.
Po prawej Pani Kultura z ochroną – czyli nieznajomymi dla niej postaciami Warhammer 40000.
Dlaczego tak naprawdę ludzie przyjeżdżają na Pyrkon?
Cały czas dziwiły mnie komentarze osób, które jechały po kilkaset kilometrów do Poznania na to wydarzenie, że oni tak naprawdę jadą tam tylko dla znajomych. Nie mieściło mi się to w głowie, jak można wydawać na coś kasę, mając przecież tyle możliwości. Jednak teraz już wiem, dlaczego uczestnicy tak mówią i nie dziwię im się, bo ja już po pierwszym uważam to samo.
Na Pyrkon nie idzie się na prelekcje czy panele, bo kolejki są tak długie, że pewnie na 90% z nich się nie dostaniesz. No chyba że jesteś dupkiem i wepchniesz się na przód kolejki nie czekając w niej, kiedy inni koczowali tam już od 1,5 godziny, albo i dłużej. Jeśli ktoś wam mówi, że wystarczy przyjść 20 minut przed rozpoczęciem, żeby móc wejść na salę, to albo sobie robi z was jaja albo nie zamierzacie iść na prelekcje związane z mitologią słowiańską albo dewiacjami seksualnymi (pozdrawiam kolejkę Zboczeńców i pana komentatora, który czekał na – zaginionego gdzieś w odmętach tego węża do naukowej – przyjaciela Żubra!).
I właśnie to mnie irytowało. Poczyniłam plany, zaznaczając sobie interesujące rzeczy, których chciałabym posłuchać, a tak naprawdę nic z tego nie wyszło. Do sal udało mi się wejść dopiero w niedzielę i takim sposobem mogłam posłuchać o superbohaterach i magical girls oraz ciekawej rozmowy na panelu Literatura a gry. Dzień wcześniej weszłam ze znajomymi na jakiś angielski wykład, który za bardzo mnie nie interesował, choć prowadzący był naprawdę dobry. Wieczorem zaś, po wielogodzinnym staniu w różnych kolejkach, poszliśmy na Wielką Improwizację, która była ciekawym doświadczeniem (choć moim osobistym wygranym był opowiadający, który ostatecznie zajął drugie miejsce).
Szkoda, że nie było powtórek niektórych prelekcji (chociaż takim sposobem, chyba musieliby przedłużyć Pyrkon o kolejne 2-3 dni). Nic mi też nie wiadomo o nagraniach wykładów, a szkoda, bo to byłoby jakąś rekompensatą za stanie tyle czasu w kolejkach. Marną, bo marną, bo nie odda to uczestniczenia w panelu, ale jednak jakimś tam pocieszeniem dla tych kilku setek ludzi, którym nie było dane przekroczyć progów sal.
Dlatego na Pyrkon jedzie się dla atmosfery i dla ludzi. Bo to właśnie te dwa elementy, tak naprawdę sprawiają, że Pyrkon to Pyrkon. Na ten jeden weekend w roku obszar Targów Poznańskich i okolic zamienia się w zupełnie inny, fantastyczny świat. Żyją nim nie tylko uczestnicy, ale większość Poznania.
Konwent to ludzie
I to jacy! W Internecie panuje śmieszkowanie, że to konwent dla najgorszego i najdziwniejszego rodzaju osób. Nic bardziej mylnego! To są tak ciekawi, pomysłowi, zabawni i otwarci ludzie. Najwięcej cosplayów jest oczywiście z mang i anime, jednak oprócz tego znajdzie się dla każdego coś miłego. Pyrkon to nie tylko mangi, jak niektórym się wydaje. To głównie fantastyka, science fiction i fantasy, a więc literatura, filmy, seriale i gry. W tych kilu dziesięciu tysiącach ludzi na pewno znajdzie się taka, która podziela Twoje zainteresowania i z którą znajdziesz nie jeden temat do rozmowy.
Dzięki konwentowi jednak udało mi się wreszcie spotkać z Pauliną. Mimo że sama już nie prowadzi bloga (a powinna, bo ma wiele do powiedzenia o literaturze i filmach – i to jeszcze w jakim stylu!), to pomaga mi przy prowadzeniu mojego (a ile lamentowania musi się nasłuchać i ile mojego niezdecydowania cierpliwie przecierpieć to jej). A sprawa jest o tyle ciekawa, że poznałam ją właśnie dzięki blogowi i jej komentarzowi. Zwykła wymiana zdań, zamieniła się w wymianę maili, a później w wiadomości na messengerze i tak oto po prawie trzech latach znajomości internetowej miałyśmy okazję się spotkać.
Jednak Paulina nie była jedyną osobą, bo poznałam również Natalię z Książkowe kocha, nie kocha, która sama do mnie napisała, za co jestem jej wdzięczna, bo pewnie ja bym się nie przemogła. Fajnie wreszcie poznać kogoś na żywo z blogowego świata i porozmawiać z nim twarzą w twarz. Natalio, jeszcze raz bardzo dziękuję za wiadomość i rozmowę, mam nadzieję, że okazji do spotkań i wymiany zdań będzie jeszcze wiele.
Czy warto iść na Pyrkon? I czy mój pierwszy raz był tym ostatnim?
Jeśli jesteś fantem fantastyki wszelakiej, to jak najbardziej. Jak wspomniałam każdy znajdzie tam coś dla siebie. Od literaturę po komiksy, od gier na konsole po planszówki aż po filmy, mangi, anime, seriale i wiele, wiele innych rozwiązań związanych z tematyką nie z tego świata. Znajdziesz tam prelekcje, panele dyskusyjne, autorów, aktorów, wystawców, ulubionych i nielubianych bohaterów ze znanych produkcji. A przede wszystkim znajdziesz tam po prostu fajnych ludzi, których łączy jedno – fantastyka i ciekawość świata.
Ja nie jestem w stanie powiedzieć, że na 100% pójdę na kolejny Pyrkon, jeśli tylko będę mogła. To zależy nie tylko od sytuacji finansowej i wolnego czasu, ale także programu (którego pewnie i tak nie zobaczę w zaplanowanej formie, ale w końcu nadzieja matką głupich). Chociaż chyba powinnam powiedzieć od autorów i znajomych.* Bo jedynym sukcesem z programu było zdjęcie oraz autograf od niesamowitej Katarzyny Bereniki Miszczuk oraz podpis Samanthy Shannon. Nie udało mi się niestety zdobyć autografu Marty Kisiel, która była, ale zniknęła mi gdzieś w czasie stania w kolejce (jak myślałam w jednej do obu pań, które siedziały obok siebie, ale najwidoczniej podekscytowanie przyćmiło moje zdolności logicznego myślenia), dlatego mam nadzieję, że za rok również będzie. Brak miejsc i zmarnowanie czasu w kolejkach zirytowało mnie do tego stopnia, że byłam bardziej na nie niż na tak. Jednak biorę poprawkę na to, że był to mój pierwszy konwent i po prostu musiałam poznać jego specyfikę. Każdy kolejny nauczy mnie pewnie czegoś nowego.
Jeśli jesteście ciekawi czym zaskoczyli w tym roku cosplayerzy to zapraszam do obejrzenia tej ciekawej galerii. Polecam ją dlatego, że znajdziecie w niej wiele ciekawych zdjęć.
*Tekst pisałam w tamtym roku. Pyrkon zaczyna się już jutro, a ja już wiem, że mnie nie będzie z powodu imprezy rodzinnej. Pozostaje mi więc życzyć uczestnikom dobrze spędzonego czasu i oby do zobaczenia za rok!
Zobacz także:
— Pyrkon 2017 – czyli zlot geeków w Pyrlandii
— Blog Conference Poznań 2018 – czyli moje pierwsze spotkanie z blogerami