wszystko. Ziemia odczuła już to wielokrotnie na sobie. Była świadkiem zrzucenia tylko jednej bomby atomowej na japońskie miasto, które liczyło
sobie ok. 275 tys. mieszkańców. Tak, mam na myśli Hiroszimę. Odczuła straty jakie ona
poniosła. I pomyśleć, że tę jedną czterotonową bombę skonstruowali ludzie. Od
razu przypomina mi się „Intruz” ze swoim przesłaniem, że ludzie wykończą sami
siebie. To jest przykład tej brutalnej i bolesnej prawdy.
i wybuch. To ostatni obraz, który ujrzała Pressia przed tym jak jej malutka rączka
stopiła się z głową lalki, którą trzymała podczas eksplozji. Teraz jej ciało
jest pełne blizn i oparzelin. Nie jest z tym sama. Każdy człowiek, który
przeżył ma podobne „obrażenia”. Jej dziadek, który ma w gardle wiatraczek,
chłopak z ptakami w plecach, ludzie stopieni ze sobą, jak np. mężczyzna, który nosi
swojego brata na plecach, lub matki stopione z własnymi dziećmi, które już
nigdy nie urosną. Są też tacy, którzy stopili się z ziemią, lub w ziemię, a
także z budynkami czy zwierzętami. Ci ostatni mają więcej cech zwierzęcych niż
ludzkich. Wszechogarniający pył sprawia, że ludzie powoli umierają. Brak już
prawdziwych domostw, wszyscy mieszkają w pozostałościach budynków. Pieniądze
już nie grają roli. Jedzenie zdobywa się na targu, dzięki wymianie, lub za
drobne usługi. A pomyśleć, że tam, niedaleko znajduję się Kopuła, w której
życie toczy się zupełnie inaczej…
łatwiejsze, ale czy na pewno? Bo czy można mówić tak o miejscu, w którym ludzie są podporządkowani
władzy, nie mogą z własnej woli się wydostać poza nią, a cała historia Wybuchu
jest zatajona lub zakłamana? Gdzie mówi się, że ludzie, mieszkający poza nią,
jeśli oczywiście przeżyli są obłąkani i żądni krwi? Wszystko jest
kontrolowane. Mężczyźni przechodzą kodowanie, po którym stają się szybsi i
silniejsi. Kobiety są selekcjonowane. Te, które nie będą mogły wydać potomstwa
na świat zostaną także poddane kodowaniu mózgu. Siedemnastoletni Patridge jest
pierwszą osobą, która z własnej woli wydostała się na zewnątrz Kopuły. Jednak
nie jest w żaden sposób przygotowany na to, co zobaczy w tym świecie. O tym nie
mówi się na lekcjach w Akademii, do której uczęszczał. Byłoby do wbrew
panujących tam zasadom. Siedemnastolatek musi odnaleźć swoją matkę. Matkę, która
przez te wszystkie lata była dla niego martwa. Siedemnastolatek posiada jednak
pewne dowody potwierdzające to, że jego matka jednak może żyć. Ma też nadzieję.
Czy ją odnajdzie? Jak dojdzie do spotkania Presii i Patridge’a? Czy złowrogie
OPR dopadnie Pressie po jej szesnastych urodzinach? Czy jej dziadek to wszystko
wytrzyma? Co z ludźmi, których kiedyś tych dwoje kochało? Czy byli tym, za kogo
się podawali? Czy mogą mieć jeszcze nadzieję na lepsze jutro?
pierwszy. Jej publikacje mam w planach, jednak jeszcze z żadną z nich się nie
zapoznałam. Jeśli nie mówi wam nic Julianna Baggott, to może mówią wam coś jej pseudonimy
Bridget Asher lub N.E. Bode? Tak, to ta sama osoba. Opublikowała już
siedemnaście książek dla dzieci, dorosłych jak i zbiorów poezji. Jest także
profesorem na Wydziale Pisania Kreatywnego Uniwersytetu Stanowego Florydy i
założycielką organizacji non profit Kids In Need – Books In Deed.
mnie najlepszy wybór. Nawet sobie nie wyobrażam jakby to wszystko wyglądało z
narracji pierwszoosobowej. Choć w pewnym sensie mogłoby być równie ciekawie,
jednak dla mnie byłoby to za dużo, mając na uwadze fakt, że rozdziały
prowadzone są z perspektywy kilku, różnych bohaterów, głównie jednak jest do
Pressia i Patridge.
brutalność emanują z tej książki.
Czasami
wręcz odpychałam sytuacje, które podsuwała mi wyobraźnia.
Nie chciałam ich widzieć. Nie chciałam,
aby przed oczyma pozostawał obraz strasznych, krwiożerczych stworzeń, którymi
stali się ludzie po wybuchu. Nie mogłam uwierzyć w to, że do tak strasznych
okropności może posunąć się człowiek. Cały plan dopięty na ostatni guzik przez
Willuksa, sprawia, że można się bać jego bezwzględności nawet wobec najbliższych
mu osób. Nie mogłam znieść tego jak się zachował, jak mógł to wszystko zrobić
bez najmniejszych skrupułów.
Muszę
jednak przyznać, że pomimo wielu wad w pewien sposób polubiłam El Capitana.
Ci, którzy nie przeczytali książki, a będą ją może
czytać w niedalekiej przyszłości, mogą się zdziwić, jak mogłam polubić czarny charakter
w dokładnym tego słowa znaczeniu, ale później może zauważycie, dlaczego
obdarzyłam go takim uczuciem, a nie innym. Co do innych bohaterów, moje
odczucia są raczej pozytywne, ale jest to za mało, aby powiedzieć, że są moimi
ulubionymi postaciami. Może moje nastawienie do nich zmieni się w kolejnych
częściach, jak na razie pozostają one pozytywne i nic więcej.
„Nowa Ziemia.
Świat po wybuchu” to pierwsza część trylogii „Świat po wybuchu” autorstwa
Julianny Baggott, która nie jeden raz mnie zaskoczyła. Poruszyła moją
wyobraźnię i serce. Już dawno nie zaszkliły mi się oczy przy powieści. Nie
wiem. Może to za sprawą piosenki, którą miałam cały czas w głowie, podczas
czytania. Z niecierpliwością czekam na kolejne tomy, bo tak naprawdę nie wiem,
czego mogę się jeszcze spodziewać. Na jaki pomysł wpadła autorka pisząc
kontynuacje. W Ameryce premiera kolejnego tomu, pt. „Fuse” zapowiadana jest na
luty 2013. Ciekawostką jest również to, że prawa do zekranizowania tej książki
zakupił producent „Zmierzchu”, wytwórnia Fox 2000. Muszę przyznać, że jestem
bardzo ciekawa tego filmu, jak i obsady. Choć z drugiej strony boję się, że nie
podołają tak trudnemu zadaniu. Z jednej strony chciałabym go obejrzeć, a z
drugiej boję się tych wszystkich okropności, którymi mogą mnie zaskoczyć na
ekranie, jeśli ekranizacja naprawdę im się uda. Wiem jedno. Zapewne moja
ciekawość wygra i z pewnością pójdę na ten film do kina.
[…]
– Piękna? Przecież to blizna.
– Jest symbolem przetrwania.” [s.349]
się, że go nie ma. To niewiele, ale chcę ci to dać.” [s.465]
Jedna z tych, którą cały czas nucę i cały czas mam w głowie. Teraz chyba to z nią
będę kojarzyła „Nową Ziemię”.
____
Świat po wybuchu” z całego serca dziękuję wydawnictwu Egmont