Radzenie sobie z żałobą jest trudne. Każdy przechodzi ten proces inaczej. Każdy ma także na to inny sposób. Jules, na przykład, pisze listy do utraconej matki i zostawia je przy jej nagrobku. Chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że kobieta tego nie przeczyta, to nie wyobrażała sobie sytuacji, w której ktoś odpisuje jej na wiadomość…
A tak się właśnie staje, co bohaterkę wytrąca z równowagi. Nie wie kim jest osoba, nie wie, czego od niej chce, ale nie podoba jej się, że tajemniczy nieznajomy przeczytał jej prywatną korespondencję do nieżyjącej matki zostawioną na cmentarzu. Zaczyna się wymiana zdań i poglądów. Jules zmienia trochę nastawienie do świata za sprawą nowej znajomości, tak samo jak Declan, który z nią pisze. Mimo że spotykają się na co dzień na szkolnych korytarzach, to listownie pozostają anonimowi.
Właśnie to sprawia, że Listy do utraconej są tak ciekawe. „Pozory mylą” lub „nie oceniaj książki po okładce” – niby tak często się mówi, ale jakoś rzadko o tym pamiętamy. Każdy z głównych bohaterów ma dwie twarze, tę schowaną przed światem i tę, którą mu pokazuje. Tę ukrytą ujawniają małymi skrawkami anonimowo w listach, a ta znacznie się różni od wersji publicznej.
Zastanawiam się, czy jeśli zacznę udawać uczucia, w końcu w nie uwierzę? Trochę się boję, że się pogubię i zapomnę, co jest prawdą. [s.152]
Jules, Declan i ich bliscy to bohaterowie z krwi i kości. Żaden z nich nie jest idealny, ale niemal każdy przechodzi znaczącą zmianę na kartach powieści. Choć ten proces nie jest łatwy i widać zmagania głównych bohaterów z przeszłością i teraźniejszością, z sobą samym i z osobami z otoczenia, to wychodzą z tego zwycięsko.
Listy do utraconej to książka o stracie, żałobie, poczuciu winy i różnych obliczach ludzkich twarzy. To powieść, którą czytałam bez chwili wytchnienia. Na pewno trafi do zaskoczeń roku, ponieważ nie spodziewałam się po niej niczego szczególnego. A dokładniej – spodziewałam się, ale raczej średnio-dobrej młodzieżówki, których pełno na rynku. A ta ma w sobie to „coś”, co ją wyróżnia i cieszę się, że jednak dałam jej szansę.
M: Nie sądzisz, że byłaby dumna, że Twoje zdjęcie trafi na okładkę księgi pamiątkowej?
CD: Nie Byłaby dumna, gdybym zrobiła zdjęcie podczas zamieszek w Baltimore i opublikowałby je »Time« lub coś w tym stylu. Uważała, że fotografia to sposób na ukazanie prawdziwej natury świata.
M: No tak, ale to tylko wycinek rzeczywistości, prawda?
CD: To znaczy?
M: Zdjęcie utrwala jedną chwilę. Kiedy szukałem fotografii Twojej mamy, pooglądałem też trochę innych. Znalazłem taką z wojny w Wietnamie, na której facet strzela w głowę więźniowi. Znasz ją?
CD: Tak, to słynna fotografia.
M: Który z gości jest zły?
CD: Zawsze myślałam, że ten, który strzela, ale teraz nie jestem pewna.
M: Ten z bronią to komendant policji. Wykonuje wyrok na gościu, który zabił ponad trzydzieści osób na ulicy. Wśród nich były dzieci.
[…]
CD: Nie rozumiem, co to ma wspólnego z głupią fotografią do księgi pamiątkowej.
M: Chodziło mi o to, że każda fotografia zatrzymuje w czasie tylko chwilę. Nie wiemy, co naprawdę dzieje się z ludźmi, którzy na niej są. Podobnie jak nie wiemy, co dzieje się z fotografem. Ważne jest to, jak odbieramy to zdjęcie, i nasze przypuszczenia, kto jest dobry, a kto zły. Ważne jest to, jak się czujemy, kiedy na nie patrzymy. Dlatego fotografia nie musi przedstawiać zamieszek, ofiar klęski głodowej czy dzieci huśtających się w strefie wojny, żeby wywierać na nas wpływ. [s.284-285]
Listy do utraconej:
1. Listy do utraconej | 2. More Than We Can Tell
Zobacz także: — Do zobaczenia nigdy — Powiedz wilkom, że jestem w domu — Pułapka uczuć |
Autor: Brigid Kemmerer Tytuł: Listy do utraconej Oryginalny tytuł: Letters to the Lost Wydawnictwo: YA! Data wydania: 27.09.2017 Stron: 416 Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski |
Egzemplarz do recenzji udostępniło wydawnictwo YA!