Reżyseria: Shane Black
Poprzednich filmów nie oglądałam, więc tak naprawdę nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. A czemu nie niego pojechałam? Pierwszy powód był taki, że mój tata chciał go bardzo zobaczyć, a że mamy podobny gust, to i ja byłam ciekawa, co takiego ma w sobie Iron Man, a drugi, choć błahy i dziwny to, to że mogłabym później żałować nie obejrzenia tej ekranizacji na dużym ekranie. I naprawdę nie żałuję, że jednak postanowiłam pojechać bez przygotowania, bo wszystko było dla mnie zrozumiałe i nie czułam się zagubiona. Trójka sprawiła jednak, że czym prędzej chcę obejrzeć jedynkę i dwójkę.
Robert Downy Jr. był zachwycający i niezwykle wiarygodny w roli Tony’ego Starka. No i co tu dużo pisać jest, na co popatrzeć pomimo swoich czterdziestu ośmiu lat, które ma wygląda naprawdę dobrze, przynajmniej w tej produkcji. A co mi się najbardziej podobało, jeśli chodzi o dobór aktorów? Bez dwóch zdań Gwyneth Paltrow. Może się to wydawać dziwne, ale spodobało mi się to, że nie jest to kolejna zrobiona lalunia tylko piękna, elegancka kobieta. No i oczywiście świetny Ben Kingsley, który rozbawił mnie do łez.
Efekty specjalne są naprawdę dobre. Nie jestem jakimś wymagającym znawcą filmów i tych wszystkich efektów. One mają mnie po prostu wbić w fotel lub spodobać mi się w taki sposób, abym nie mogła oderwać wzroku od ekranu i właśnie tutaj tak było. Co, jak co, ale widać, że kino zmierza w dobrym kierunku.
Zdarzyły się elementy zaskoczenia, tak samo jak elementy, w których podskakiwałam na kinowym fotelu ze strachu, a raczej ze strachu połączonym z zaskoczeniem właśnie. Kurczę, nie ma, co się oszukiwać, twórcy filmu wykonali naprawdę kawał dobrej roboty, omamiając widza, a na koniec serwując im coś, czego się nie spodziewali i to chyba w najmniej oczekiwanym momencie.
Jedynie, co rzuciło mi się w oczy to były napisy. Na początku przeraziłam się żółtej czcionki, bo miałam z nią niezbyt przyjemne doświadczenia przy „Piratach z Karaibów: Na nieznanych wodach”, na których to nic, a nic nie widziałam. Tutaj na szczęście tak nie było, ale za to zauważyłam dziwne tłumaczenie, zbyt dosłowne jak dla mnie. Niektóre wyrażenia były trochę sztuczne i raczej nieużywane potocznie przez nas w języku polskim. Może się czepiam, a może zauważam coś, czego nie ma, nie wiem, ale po prostu wyczułam to, na szczęście nie było to tak strasznie żeby przeszkadzało w oglądaniu filmu.