Autor: Susane Colasanti
Tytuł: Gdy nadejdzie czas
Oryginalny tytuł: When It Happens
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: luty 2011
Stron: 328
Ocena: 7/10
Tytuł: Gdy nadejdzie czas
Oryginalny tytuł: When It Happens
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: luty 2011
Stron: 328
Ocena: 7/10
Tak naprawdę „Gdy nadejdzie czas” nie miałam przeczytać teraz, ponieważ mam wiele innych książek do przeczytania, bo terminy w bibliotece gonią, ale coś mnie do tej książki przyciągało… Miałam nadzieję na ciekawą młodzieżówkę. Czy nie zawiodłam się na niej i było jeszcze lepiej niż sobie wyobrażałam?
Sara to piękna i bystra dziewczyna. Od kiedy Dave poprosił ją o numer nie może przestać o nim myśleć. Tobey to inteligentny chłopak, który jednak pokazuje się, na co dzień z zupełnie innej strony. Chce pokazać się, jako gwiazda i „leser” jak to sam o sobie stwierdza. Jednak to się zmienia, kiedy zaczyna czuć coś do swojej znajomej ze szkoły. Wie, że ona ma chłopaka i jest w nim szaleńczo zakochana, ale nie poddaje się. Czy Sara tak naprawdę jest zakochana w swoim chłopaku? Czy jednak pisany jest jej inny chłopak? A może jest to miłość na całe życie, a Toby nie potrzebnie zawraca sobie nią głowę?
Książka prowadzona jest z dwóch punktów widzenia – Sary i Tobey’a. Jest to moim zdaniem dobre wyjście z sytuacji, bo możemy zapoznać się z odczuciami i myślami tych dwóch bohaterów. Plusem jest jeszcze na pewno to, że nie mogłam oderwać się od książki i zamiast zabrać się do nauki, wgłębiałam coraz bardziej w świat życia tych nastolatków. Co prawda na początku miałam ochotę odłożyć tę książkę, ale jednak przebolałam i dobrze, nie żałuję. Jednak minusy także są. A jest nim na pewno jeden. Jak dla mnie za dużo seksu. Co chwilę o tym jak nie rozmawiali to myślel. Toż to szału od tego można było dostać. Rozumiem i zdaję sobie z tego sprawę, że osiemnastolatki pewnie o tym myślą, nie wiem, bo jeszcze ten wiek jest przede mną, ale ileż można wysłuchiwać ciągle o tym samym? Kto tak, a kto nie, kiedy to wreszcie nadjedzie i jak było, … i tak w kółko. Jeśli chodzi o literówki to znalazłam tylko jedną, a więc nie było tak źle. Język czasami trochę taki nieporadny stylowo, nawet, jeśli miało to przypominać slang czy słownictwo, jakim posługują się nastolatki, ale to także można przeboleć.
Lektura pomimo tak dużego minusa podobała mi się. Nie jest to może romans wszechczasów, ale dobre czytadło na jeden czy dwa wieczory. Może i jestem przyzwyczajona do ciągłej akcji i bohaterów fantastycznych, ale i tak nie mogę narzekać na tę książkę. Takie miłe oderwanie się od jednego gatunku, a także od ponurej pogody, którą mam za oknem, a także od własnych problemów. Szkoda tylko, że jest to jedyna książka tej autorki, bo pewnie z ciekawości sięgnęłabym po inne. Jak na razie pozostaje mi tylko polecić Wam „Gdy nadejdzie czas”.