Film, Recenzje

Szybcy i wściekli 7 (2015)

Reżyseria: James Wan

Tytuł: Szybcy i wściekli 7

Oryginalny tytuł: Furious 7

Data premiery: 10 kwietnia 2015 (Polska) | 16 marca 2015 (świat)

Czas trwania: 2 godz. 20 min.

Obsada: Vin Diesel, Paul Walker, Jason Statham, Michelle Rodriguez, Tyrese Gibson, Ludacris, Dwayne Johnson,…

 
 

Kto nie słyszał o Szybkich i wściekłych niech w tej chwili właśnie podniesie rękę, a następnie skieruje ją w stronę myszki, touchpada, komórki czy z czego akurat teraz by nie korzystał i szybko nadrobi zaległości, wpisując ten tytuł chociażby w wujka Google. Choć mam świadomość (a raczej nadzieję), że tych ludzi będzie bardzo mało, jeśli nie będzie ich w ogóle. Bo obejrzenie obojętnie której części to już zupełnie inna para kaloszy – w końcu nie każdy musi się jarać najnowszymi autami, wyścigami i filmami akcji.

Do niedawna sama nie byłam zaznajomiona bliżej z The Fast and The Furious, choć coś mi świta, że chyba oglądałam trzecią część (jak na złość jedną z najmniej powiązanych z siedmiu) – Tokio Drift. Film ten wspominam raczej pozytywnie, choć nijak ma się do tego, co zaserwowano w najnowszej odsłonie.

Oj, co tam się działo… CO TAM SIĘ DZIAŁO! A działo się tyle, że wzrokiem i umysłem dało się za tym ledwo nadążyć. Tu akcja, tam pościg, znów gdzie indziej spiski i walka o życie. A w tym wszystkim oni – prawdziwe szybcy, prawdziwie wściekli i prawdziwie skuteczni.

Faktem jest, że to, co reżyser James Wan pokazał na ekranie wymyka się spod kontroli praw fizyki (akcja z samolotu czy skoki między budynkami w rolach głównych, a przy tym takie „WOOOOW!”), logiki i nie wiadomo czego jeszcze. Ale to nie ma być film dokumentalny czy jakaś adaptacja historii opartej na faktach. To ma być dobre kino, do którego będziesz chciał powrócić i które cały czas będziesz wspominał, a z samego seansu wyjdziesz z wypiekami na twarzy i szeroko otwartymi oczami z wrażenia. Tak. Dokładnie tak było ze mną.

Cały czas czułam się jakbym była tam razem z bohaterami filmu i choć sama chciałabym przejechać się tymi świetnymi autami (może niekoniecznie z taką prędkością i wyczynami, które dane mi było obejrzeć, bo jestem bardziej wściekła niż szybka), to nie chciałabym się znaleźć na ich miejscu. Wystarczyło mi to, co przeżywałam w bezpiecznym, kinowym fotelu – mięśnie napięte do granic możliwości, niewyobrażalny zastrzyk adrenaliny, zaskoczenie, strach o to, czy na pewno się uda, śmiech i łzy.

Bo to, co twórcy zrobili na koniec, jest naprawdę piękne. Paul Walker był nieodzowną częścią całego uniwersum Szybkich i wściekłych. Wszystko co mogłabym napisać w stylu – wielka szkoda, że już nie będziemy mogli ujrzeć go na wielkim ekranie, pośród swoich, pośród przyjaciół – byłoby niewystarczające i takie… no cóż, zakrawające o głupotę.

Wielką tajemnicą nie jest, że Paul odszedł w czasie nagrywania tego filmu. Jego twórcy wybrali chyba najlepszą opcję z możliwych, ponieważ w brakujących scenach zastąpili Walkera dwaj bracia – Cody i Caleb, czyli jedne z najbliższych mu osób, nie zaś jakiś inny aktor. To dla mnie nadaje dodatkowej wartości i znaczenia, i choć z pewnością nie było to dla nich łatwe spisali się naprawdę dobrze. 

Po obejrzeniu Szybkich i wściekłych 7 wiem jedno – chcę więcej! Bo akcja, bo bohaterowie, których zdążyłam polubić i w jakiś sposób się do nich przywiązać, bo emocje. Bo to jest właśnie to, czego oczekuję po filmach akcji. Podejrzewam, że będzie podobnie jak z marvelowskimi ekranizacjami. Nie będę mogła się od nich oderwać, równocześnie czekając na dalsze części. A podobno kontynuacja już jest w planach, a ogłosił to sam Vin Diesel na MTV Movie Awards 2015. Domniemana premiera ma się odbyć 14 kwietnia 2017 roku, więc każdy, kto jeszcze nie zapoznał się z The Fast and The Furious ma dużo czasu by nadrobić zaległości. Ja na pewno to uczynię. A Wy?

 
Ocena: 10/10
 
 
 
I na koniec zostawiam Was z jedną z najlepszych piosenek z soundtracku: