Dwudziestu bogów. Dwa Kręgi. Walka o władzę. Kogo rodzice wybrali na przywódcę? Kiedy to się stanie? Czym tak naprawdę jest Miasto Nieśmiertelnych? Kto je zamieszkuje? Co jeden z Bogów zobaczył w swojej wizji?
Sonia Wiśniewska to prawie dwudziestopięcioletnia polska autorka Miasta Nieśmiertelnych będących jej debiutem na rynku wydawniczym. Fantastyką zainteresowała się dzięki filmom animowanym, które popchnęły ją do tworzenia swoich prac.
Mitologią zainteresowałam się już od zapoznania się z pierwszymi mitami w szkole podstawowej. Oczarował mnie świat mitycznych bogów i ich historie. Choć w ostatnich latach niestety ją zaniedbałam z chęcią sięgam po powieści w jakiś sposób inspirujące i nawiązujące o tej tematyki. Chociaż opis Miasta Nieśmiertelnych w żaden sposób nie mówi o tym temacie, liczyłam trochę na niego. Można powiedzieć, że jest on utaj obecny w jakimś stopniu.
Nie można odmówić autorce pomysłowości i wyobraźni, bo te jak na debiut prezentują się nawet dobrze. Szkoda, że z tymi cechami nie szło także wykonanie, które pozostawia wiele do życzenia. Bo chyba fakt, że książkę, która ma zaledwie 190 zapisanych stron męczyłam przez prawie tydzień mówi sam za siebie. Może i nie jestem mistrzynią szybkiego czytania i nie połykam 400 stron w jeden wieczór, ale z pewnością z tą lekturą spędziłabym jeden, może dwa wieczory w zależności od stopnia zainteresowania i chęcią zapoznania się z dalszymi losami bohaterów.
W tym wypadku nie chciałam ich poznać. Do kolejnego sięgnięcia po tę powieść nic mnie nie ciągnęło. Odkładałam ją za każdym razem, kiedy po raz kolejny zaczęłam ją kontynuować. Dawno już nie spotkałam się z takim tytułem. Akcja Miasto Nieśmiertelnych w ogóle do mnie nie przemówiła. A może byłoby zupełnie inaczej, gdyby zostałaby ona podana w inny sposób? Może gdyby była ona trochę dłuższa, ale za to bardziej dopracowana lepiej by się ja czytało?
Czytanie utrudniały mi same postacie stworzone przez Wiśniewską. Może nie ich jakieś poszczególne cechy, ale nadanie „bliźniakom” podobnych imion zaczynających się na te same litery, jak np. imiona Panów Błyskawic – Silasa i Sirousa, czy choćby Lerdy i Laroshe, czyli Pana Przyszłości i Pana Zdrady. Gdyby nie spis na początku książki – który zauważyłam zbyt późno, bo jakoś wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi – gdzie przedstawieni są wszyscy Bogowie kręgami z pewnością bym się pogubiła. Żaden z nich jakoś szczególnie się nie wyróżnia. Każdy jest taki sam, bezkształtny. Choć autorka starała się tchnąć w nich życie i obdarzyć ich innymi cechami, nieszczególnie jej się to udało. Oczywiście oprócz mocy im przypisanych często tworzonych na zasadzie przeciwieństw, choć to zostało także zgoła naciągnięte.
W Mieście Nieśmiertelnych zabrakło mi także pewnej ciągłości i spójności. Może to wina składu, może czego innego, ale ciągłe przerywanie akcji mnie w pewien sposób wybijało z rytmu, w jakim znajduję się podczas czytania. Denerwujące jest także zrobienie ze zwykłych opisów części należącej do dialogu. Niestety to mnie dezorientuje, bo wtedy zastanawiam się czy ktoś to powiedział, a jeśli tak to, kto to był, a tak naprawdę nikt tego nie zrobił.
Chociaż zostałam uprzedzona o ewentualnych błędach nadal nie mogę ich znieść i w ogóle się do nich nie odnieść. I wiem, że to nie wina autorki, a wydawnictwa. Tym bardziej powinno się na nie zwracać uwagę, bowiem nakładem takiego jednego nie jest przecież publikowana jedna książka, a jest ich znacznie więcej. Jak więc młodzi czytelnicy mają się rozwijać i czytając oswajać ze słowem pisanym, a co za tym idzie z interpunkcją czy ortografią, jeśli korektorzy w ogóle nie zwracają na nie uwagi? Przy tego typu książkach zastanawiam się, po co oni w ogóle tam są, po co ich nazwisko znajduje się na pierwszych czy ostatnich stronach danej powieści. Czy oni w ogóle zaglądają do przesłanych im materiałów do korekty? Jak to jest, że jedne wydawnictwa wydają tytuły prawie bezbłędne, a inne mają w swoich publikacjach błąd na błędzie? Sytuacja jest o wiele ciekawsza, że nie po raz pierwszy spotykam się z podobnym wydaniem spod loga Warszawskiej Firmy Wydawniczej. Zastanawiałam się, czy to może wina tego jednego korektora, ale nie. Choćby na drugiej powieści znajduje się zupełnie inne nazwisko. Skąd oni się tam wzięli, tego nie wiem… Miasto Nieśmiertelnych jeszcze dobrze się nie zaczęło, a już widnieje jeden z ważniejszych błędów. Jeśli więc jednak wpadnie w Wasze ręce ten tytuł Pan Księżyca zwie się Ari-nova, nie zaś Ari-afte, jak będziecie mogli zobaczyć.
Niestety tym razem polska powieść mnie nie porwała. Jedynymi rzeczami, jakie przypadły mi do gustu to sama koncepcja książki i koniec, a dokładniej ostatnie zdanie. Szkoda, bo z Miasta Nieśmiertelnych mogłaby wyjść naprawdę dobra historia o bogach, braterstwie, zdradzie i władzy. Nie spisuję jednak talentu Sonii Wiśniewskiej na straty, bo debiuty nie zawsze są dobre.
„- Przyjaciel moim wrogiem, wróg moim przyjacielem. Panie uchroń mnie przed przyjacielem, bo z wrogiem dam sobie radę sam.” [s.105]
~~~~
„Prawdą jest, że nie przyjaciele, tylko rodzina potrafi głęboko zranić.” [s.126]