Lifestyle

Czarny protest – gdzie wolność słowa i wyboru?

czarny protest

Protestuję w Czarnym proteście. Protestuję w życiu. Protestowałam 3 października 2016 r. i robię to nadal.

Tekst został napisany już po wyżej wspomnianym proteście, jednak z racji, że miałam wtedy przerwę, publikuję go właśnie dziś. Dokładnie rok po strajku.

Jestem dumna z kobiet, które wyszły na ulicę. Jestem dumna także z tych, które mimo wszystko musiały zostać w pracy, ale solidaryzowały się z pozostałymi chociażby czarnym strojem, edukowaniem młodzieży, etc. Jestem dumna z mężczyzn, którzy poszli ramię w ramię z kobietami, dając tym samym znać, że nie uważają ich tylko za kucharki, praczki, sprzątaczki, matki swoich dzieci i osoby z którymi dzielą łoże na noc jedną lub kilka. Jestem dumna z młodzieży, która organizowała akcje w swoich szkołach.

To pokazuje, że możemy się jednoczyć w ważnej sprawie.

To także pokazuje, że możemy się dzielić w sprawie kontrowersyjnej.

Dwa obozy – czarny i biały. A jak to wielu już mówiło i pisało, ale ja pozwolę sobie zacytować Martę Kisiel:

„Świat rzadko kiedy jest czarno-biały […].”

Nomen omen – Marta Kisiel

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że młodzież powinna zostać w szkole i nie powinna mieć swojego zdania w tej sprawie. Że nie powinna wychodzić na ulicę. Właśnie kto, jak nie przyszłe matki, powinny zainteresować się tym tematem. Ludzie nie walczą tylko o tu i teraz. Babcie nie walczą za siebie. Walczą o córki, wnuczki, prawnuczki. Walczymy wszystkie o siebie nawzajem i o przyszłe pokolenia.

Jeśli gimnazjalistki już rodzą dzieci, a to znaczy, że z biologicznego punktu widzenia są młodymi kobietami, przygotowanymi do wydania potomstwa na świat, bo miesiączkują. Dlaczego więc nie mogą się odzywać? Dlaczego zabiera się im prawo do głosu, jeśli nie o tę chwilę, to chwilę przyszłą?

I o ile brzydzę się przemocą, to nie brzydzę się obroną swoich racji. Swoich praw. Praw podstawowych dla każdego człowieka. Żyjącego człowieka.

Brzydzę się także zakłamaniem mediów, które wprowadzają w błąd opinię publiczną. 11 tysięcy ludzi to więcej niż 100 tysięcy? Widzę w takim razie, że przez 12 lat edukacji uczono źle mnie i ludzi ode mnie starszych. Mało tego nadal takie głupoty wkładają do głów młodych ludzi. No jak tak można? Trzeba to jak najszybciej zmienić, by kolejne pokolenia nie były wprowadzane w błąd. Już wiem dlaczego jest taki problem z matematyką w szkołach, a już na pewno ze zdaniem jej na maturze.

Brzydzę się także tym, że ludzie nadal wykorzystują tak kontrowersyjne i silnie oddziaływujące na emocje tematy, żeby przejść niezauważenie w cieniu z innymi ustawami i szemranymi spiskami. Brzydzę się tworzeniem państwa w państwie. Brzydzę się polityką i choć tak bardzo chciałabym być jak najdalej od niej, to skubana, przybliża się coraz bardziej.

 

Czarny Protest w Poznaniu

Byłam na strajku w Poznaniu, który odbył się 3 października 2016 roku. Był to mój pierwszy strajk. Nie mogę powiedzieć, że był piękny, bo powiedzieć o strajku, że jest piękny, to tak jak powiedzieć o durianie (owoc śmierdząc jak kupa zgniłych skarpet całej drużyny sportowców), że pachnie. Piękny to może być widok za oknem albo zachód słońca.

Strajk był tym czym był. Był po prostu strajkiem. Strajkiem, który podniósł na duchu wszystkich broniących praw kobiet. Był manifestacją znacznej większości. Obrońców życia już narodzonego. Ale na pewno nie morderczyń, dla których aborcja równa się antykoncepcja, bo tak nie jest.

 

Kobiety walczą o prawo do wolnego wyboru, które jest im zabierane.

Powinnam szanować zdanie innych ludzi. Powinnam szanować drugą stronę tego sporu. Ale tak jak nie szanuję rasizmu i szowinizmu, tak nie szanuję tego, że ktoś chce mi odebrać prawo do wolności. Do wolności słowa i wyboru. W państwie podobno wolnym i demokratycznym. I nie szanuję tego, że wyzywa się nas od morderczyń i egoistek. Nie mam poszanowania dla osób, które nie mają go dla mnie. Oczywiście nie dla wszystkich, bo wiem, że istnieją osoby kulturalne i nie uciekające do osobistych wycieczek, a po prostu przedstawiające swoje zdanie.

Boli mnie także definiowanie ludzi przez pryzmat partii politycznej, do której przynależą. Lub za którą są. To, że za jakąś są, nie znaczy, że muszą w pełni się z nią zgadzać, a po prostu najbardziej odpowiadają im jej działania. Albo obiecanki (bo tak najczęściej to się kończy). W większej mierze, ale często nie w całości.

Nie chcę być nazywana lewakiem, bo poszłam na protest walczyć o swoje prawa. Nie przynależę do żadnej z grup politycznych, bo każdą niemal się brzydzę. Może mi pasować jedna osoba, lub kilka, która przejawia jakieś tam racjonalne poglądy, ale nie cała partia. Liczy się osoba, a nie to czy jest z PO, PiS-u czy Nowoczesnej. Liczą się jej pomysły, słowa, a co najważniejsze – czyny. Bo wiadomo jak to jest z politycznymi obietnicami. Zazwyczaj już do końca nimi pozostają.

Mimo wszystko, najważniejsze, co chciałam napisać to to, że…

Najpierw jestem człowiekiem. Później kobietą. A dopiero następnie córką, matką, żoną, studentką, dziennikarką/ nauczycielką/ kosmetyczką/ (wpisać co żywa dusza zapragnie). A każdy człowiek powinien mieć wolność wyboru, tak samo jak ma swoje sumienie.

Chyba wychodzi na to, że brzydzę się większością ludzi. Albo ich zachowaniem. Ale po prostu nie mogę na to patrzeć. Nie w XXI wieku, choć wiem, że tak było zawsze, tak jest teraz i tak zawsze będzie. Niestety.

I protestuję także z Mają Jaworowską (jej protest możecie przeczytać tutaj). Bo się z nią w zupełności zgadzam. I to chyba nawet wynika z tego tekstu.